Historia Steve’a Jobsa, to wdzięczny temat na film. W jego życiu zdarzyło się tak wiele, że aż prosi się, by pokazać to szerokiej publiczności. Twórca technologii, bez których nie wyobrażamy sobie codzienności najpierw walczył o przetrwanie, by następnie prześcignąć swoje czasy, a wszystko dzięki genialnemu umysłowi, którym obdarzyła go natura. W filmie zobaczymy miejsca i początki potęgi stworzonej przez Jobsa. "Steven Jobs" różni się zasadniczo od innych filmów biograficznych. Różnica polega na ciekawym podejściu do życiorysu bohatera, jakie zastosował autor scenariusza - Aaron Sorkin. Całość podzielona jest na trzy części, z których każda opisuje kilkanaście lat z życia Jobsa. Części te mają po kilkadziesiąt minut i rozgrywa się tuż przed prezentacją nowego produktu firmowego. Dzięki temu, film zyskał na szybkości i dynamice. Aaron Sorkin pomyślał też o tym, by nie zanudzać widzów tym co już widzieli lub mogą obejrzeć w sieci. Zmyślnie i pomysłowo przerwał akcję tuż po tym, jak Jobs wszedł na scenę, by dokonać prezentacji. Scenarzysta zadbał też o to, by nie nużyć odbiorców zbyt długim życiorysem bohatera. Zamiast tego, serwuje krótkie migawki ukazujące jego przeszłość. "Steve Jobs" urzeka też aranżacją przestrzeni. Kolejny atut tego dzieła, to gra aktorska. Kate Winslet doskonale odegrała rolę Joanny Hoffman - żony i głównej doradczyni Jobsa. Podobnie ma się rzecz z Fassbenderem, który wcielił się w rolę tytułową. Na uwagę zasługuje również genialna charakteryzacja aktorów. "Steve’a Jobsa" świetnie ogląda się na ekranie, choć realne życie u jego boku łatwe nie było. Nie na próżno mówi się, że geniusze, to potwory…