Film, podobnie jak bestsellerowa powieść Rona Rasha, na podstawie której go nakręcono, przenosi nas do Ameryki czasu wielkiego kryzysu, czyli lat dwudziestych ubiegłego wieku. Bohaterami historii są George i Serena, którzy osiedlają się w Północnej Karolinie. Korzystając z ogromnych lasów porastających ten rejon, zakładają ogromny składy drewna, które wkrótce przeradzają się w prawdziwe imperium. Serena jest kobietą wyjątkową. Jej przedsiębiorczość i talent do zarządzania sprawiają, że w tworzeniu wielkiego biznesu dorównuje facetom. Ona i jej mąż doskonale się dogadują i tworzą wzorcowe przedsiębiorstwo. Sprawy mają się doskonale do momentu, gdy okazuje się, że Serena nie może mieć dzieci. Tak więc imperium składów drewna stworzone przez nią i męża nie ma spadkobiercy. W międzyczasie wychodzi na jaw, że małżonek ma syna z inną kobietą. Serena nie godzi się na to, by majątek, którego się dorobili, przeszedł w ręce nieślubnego potomka. "Serena", to jakby dwa filmy w jednym. Do pewnego momentu oglądamy klasyczny melodramat, po czym stajemy się widzami niezrozumiałej psychodramy. To, co z początku jest piękne, romantyczne i wzniosłe, pod koniec okazuje się puste i pozbawione jakiejkolwiek treści. Wszystko zmierza ku szaleństwu, do jakiego dochodzi para głównych bohaterów. Filmowa wersja powieści Rasha jest skrótowa i powierzchowna. Wszystko dzieje się tu zbyt szybko, tak jakby twórcy chcieli pokazać zbyt dużo w zbyt krótkim czasie. Trzeba przyznać, że "Serena" Susanne Bier w początkowej fazie urzeka pięknymi krajobrazami i wyjątkowym klimatem. Trzeba też przyznać, że jest najsłabszym filmem z Bradleyem Cooperem i Jennifer Lawrence w rolach głównych. Być może dlatego od nakręcenia do pokazania go widzom minęły aż dwa lata…
Lubi 0 osób
Jeszcze nikt nie dodał Filmu do ulubionych, bądź pierwszy