Pewna taśma video sprawia, że giną ludzie. Z pewnego telewizora wychodzi dziewczynka. Pewien chłopak fascynuje się śmiercionośną taśmą, Pewna dziewczyna bardzo się tym martwi, postanawia przyjrzeć się sprawie i od tej chwili jej życie zmienia się w koszmar. Tak w skrócie przedstawia się główny wątek filmu „Rings”. Kto rozpoznał, ten wie, że obraz jest kontynuacją słynnego „The Ring” produkcji japońskiej sprzed niespełna 20 lat. Dzieło Hideo Nakata doczekało się w międzyczasie amerykańskiej przeróbki dokonanej przez Gore Verbinskiego. Filmy sprzed lat nawet dla wytrawnych oglądaczy horrorów były naprawdę mroczne i przerażające. To jeszcze nie koniec, bo w kolejnych latach japoński i amerykański twórca, dokonali wspólnie kolejnego dzieła z dziewczynką z telewizora i dziewczyną ze studni w rolach głównych. Film nie spotkał się z entuzjastycznym odbiorem fanów. Trochę więc dziwi, że oto mamy dalszą kontynuację tej historii. Tym razem wziął się za nią hiszpański reżyser Francisco Javier Gutierrez. Na ekranie zobaczymy najbardziej wzięte gwiazdy amerykańskich seriali: Aimee Teegarden, Johnny’ego Galeckiego i innych. Być może to właśnie zachęci młodych bywalców kin do wybrania się na film. W porównaniu z najstarszymi wersjami, obraz trudno nazwać filmem grozy. Śmiercionośna taśma jest tu tylko legendą, a dziewczynka z telewizora pomaga głównej bohaterce poruszać się w tajemniczym świecie. Obraz jest bardziej grą komputerową niż filmem. Na uwagę zasługuje prolog, którego akcja ma miejsce na pokładzie samolotu. Reszta jest raczej płytka i banalna, do tego stopnia, że nie bardzo pamięta się o czym to właściwie było.