„Największy z cudów”, to film niezwykły. Po pierwsze, jest to nowe, oryginalnie zrobione i zaskakujące kino animowane. Po drugie, tematem filmu jest główne nabożeństwo odprawiane w kościele katolickim – msza święta. Na nabożeństwo to nie po raz pierwszy przychodzą trzy osoby. Dla bohaterów filmu jest ono czymś, z czego korzystają zwyczajowo i czego głębokiej wymowy najwyraźniej nie czują. Nie czują głębi, ale wiedzą, że udział we mszy może pomóc w pokonaniu życiowych kłopotów. Ich przeczucia okazują się słuszne. Podczas nabożeństwa zstępują do nich anioły i pomagają im inaczej spojrzeć na swoje życie. Twórcom „Największego z cudów” udało się w przekonujący sposób pokazać to, co drzemie w wyobraźni ludzi, którzy wierzą w cud eucharystii. Pełnometrażową animację traktującą o cudzie mszy świętej zawdzięczamy twórcom „Epoki lodowcowej”. Czołowe postaci filmu na początku postrzegają mszę świętą jako lekarstwo na swoje kłopoty. Dzięki aniołom zjawiającym się podczas mszy, zaczynają rozumieć, że owo nabożeństwo jest czymś więcej niż kojącą duszę i uspokajającą modlitwą. Na nabożeństwie zjawiają się nie tylko anioły, ale i demony. Okazuje się, że msza święta jest największym z cudów, który ma miejsce w świecie, gdzie od wieków walczą ze sobą dobro i zło. Jedną z najważniejszych postaci w filmie jest kobieta zmuszona do samotnego wychowywania dziecka po stracie małżonka. Odwiedzający ją Anioł Stróż wskazuje jej źródło siły, drogę i sens życia. Film, o którym mówimy, nie jest religijną i infantylną opowieścią dla ludzi wierzących. To kino głębokie i uniwersalne. Mówi co prawda o mszy katolickiej, ale dotyczy uniwersalnej relacji człowieka z siłą wyższą. „Największy z cudów” należy do filmów, które pozostawiają widza z najważniejszymi pytaniami. Chcemy tego czy nie, po projekcji zastanawiamy się nad sensem i wartością własnego życia. „Największy z cudów” sprawia, że z kina wychodzimy pełni pozytywnych uczuć do świata i ludzi. Przez chwilę mamy wrażenie, że możemy być lepsi. Jak długo trwa ta chwila – zależy od nas!