Tytuł filmu zwiastuje treść, bo jest to historia fanki, która traci rozum dla idola. Muriel na co dzień zajmuje się zabiegami kosmetycznymi. W głębi serca, zajmuje się czymś zupełnie innym. Kocha, marzy i snuje wyobrażenia o gwieździe muzyki POP – Vincencie Lacroix. Jest jego fanką i to stanowi najważniejszą treść jej życia. Dziewczyna nie opuszcza żadnego koncertu gwiazdora, godzinami studiuje jego stronę w sieci i pisuje do niego listy. Pewnego dnia Muriel słyszy dzwonek do drzwi. Podchodzi, otwiera, a za nimi stoi właśnie on, jej wymarzony idol. Mężczyzna kieruje do niej nietypową prośbę. Prosi ją, by udała się do Szwajcarii jego samochodem. To nie wszystko. W bagażniku spoczywa ciało żony Vincenta, która straciła życie podczas awantury małżeńskiej. Zadaniem Muriel będzie pozbycie się ciała kobiety. "Fanka" jest czarną komedią, ale tylko w teorii, ponieważ humoru, dystansu i kąśliwej satyry nie sposób znaleźć w żadnej z filmowych scen. Scenariusz i akcja filmu są łatwe, miłe i przyjemne, ale mało wiarygodne. Trudno na przykład uwierzyć w to, że gwiazdor POP idzie do dziewczyny, którą zna tylko z kilku listów i zleca jej pozbycie się zwłok żony. Jedynym wyjściem jest stwierdzenie, że wszystko dzieje się tylko w chorym umyśle fanki, ale to nie wynika z filmu. Muriel jest co prawda mitomanką i opowiada zmyślone historie, ale przygoda z Vincentem dzieje się naprawdę. W momencie spełniania prośby, Muriel nie ma pojęcia o co chodzi proszącemu. To nie jest ważne, ważne jest to, że może zrobić cos dla Vincenta. Mężczyzna prosi ją o przekazanie komuś w odległej Szwajcarii zawartości bagażnika. Coś jednak idzie nie tak i Muriel ląduje w areszcie. Opowiada jak doszło do zdarzenie, kto i o co ją poprosił, ale – rzecz oczywista – nikt jej nie wierzy…