Akcja filmu rozgrywa się w roku 1965, kiedy to Martin Luther King odebrawszy pokojową Nagrodę Nobla wraca do Ameryki, gdzie nadal będzie walczył o prawa obywatelskie dla czarnoskórych mieszkańców USA. Chodzi głównie o to, by skończyć z segregacją rasową, by czarnoskórzy Amerykanie zyskali prawa wyborcze i nie tylko. Walka jest trudna, bo na wysokich stanowiskach wciąż są ludzie, którzy nie zamierzają niczego zmieniać. Wydarzeniem, wokół którego koncentruje się film, jest marsz zorganizowany przez czarnoskórych i popierających ich Amerykanów. Uczestnicy marszu protestacyjnego z Selma do Montgomery zostają niezwykle brutalnie potraktowani przez siły porządkowe wykonujące rozkazy gubernatora rasisty George’a Wallace’a. Po drastycznej relacji z pacyfikacji marszu, do Selmy z całej Ameryki ściąga różnokolorowy i wielowyznaniowy tłum. Równie wielki tłum na czele z samym Kingiem maszeruje do Montgomery. Amerykański prezydent Lyndon Johnson ma twardy orzech do zgryzienia. Z jednej strony, coraz więcej ludzi jednoczy się z protestującymi, z drugiej, gubernator Wallace nnie zamierza ustąpić ani na jotę. Sytuacja zaczyna poważnie zagrażać wizerunkowi władzy. Trzeba zrobić wszystko, by nie doszło do rozlewu krwi. "Selma" w sposób wiarygodny i przejmujący pokazuje wydarzenia, które rozegrały się podczas pamiętnego marszu pokojowego w roku 1965. W roli Kinga zobaczymy niezwykle charyzmatycznego Davida Oyelowo. Aktor doskonale odtwarza tę postać, naśladując ją we wszystkim także w melodyjnej mowie i akcencie na początku wyrazów. Ava DuVernay zadbała o to, by w jej filmie Martin Luther King jawił się nie jako spiżowy bohater, ale jako człowiek z krwi, kości i słabości. Widzimy więc Kinga w walce o prawa czarnoskórych i w życiu osobistym. Obserwujemy jak zmaga się z problemem, jakim jest zazdrość o żonę i jednoczesny pociąg do innych pięknych kobiet. "Selma" opowiada wielką historię, ale bez zbędnego patosu i pouczających mów.